Śledź nas na:



Matura na Targowej - streszczenie

Streszczenie opowiadania Matura na Targowej z Opowiadań Tadeusza Borowskiego.

Bohater opowiadania i jednocześnie jego narrator - Tadek powraca wspomnieniami do czasów młodości, kiedy to zimą 1939 roku - „pierwszej zimy wojennej”, wraz z kolegami przygotowywał się do egzaminu dojrzałości. Warunki zupełnie nie sprzyjały edukacji - Tadek mieszkał wraz z rodziną w niewielkiej, wilgotnej przybudówce, ponieważ ich dom został zniszczony podczas pierwszej bitwy o Warszawę. Do nauki zasiadał zwykle wieczorami, kiedy blask księżyca „wlewał” się przez wielkie okno, a w oddali błyszczały światła mostu. By rozproszyć mrok, zapalał niewielką lampkę skonstruowaną z kałamarza i obserwując igraszki cieni na ścianie, przystępował do czytania. Gdy Tadek się uczył, wszyscy już spali: matka, ojciec, który codziennie pracował po dwanaście godzin w niemieckiej fabryce i pies – „duży rasowy doberman” - przyłączył się do rodziny podczas oblężenia i tak już pozostał. Za posłanie służył im tapczan zbity z desek. Trudne warunki materialne nie przeszkadzały Tadkowi w zdobywaniu wiedzy, przeciwnie, był w nim ogromny zapał, uczęszczał na tajne komplety. Lekcje najczęściej odbywały się w mieszkaniach prywatnych, ciasnych i zimnych, a niekiedy w bogatych domach, gdzie stąpało się po puszystych dywanach i podziwiało obrazy mistrzów. Pomieszczenia prywatne służyły za klasy i pracownie chemiczne. Zdarzało się, że po zajęciach uczniowie zostawali jeszcze chwilę i spędzali wspólnie czas, grając w brydża i popalając papierosy.

Tadek miał kilku kolegów: Andrzeja, wysokiego, smukłego chłopca, który rikszą (trójkołowy pojazd, podobny do roweru) woził ludzi i towary; Arkadiusza – malarza i Julka – płowowłosego młodzieńca, wychowanka księży. Andrzej fascynował się twórcami okresu Młodej Polski: Ibsenem, Przybyszewskim, Kasprowiczem, sam również trochę tworzył, zwłaszcza poezję, zimą 1939 roku poważnie zachorował na płuca, przez co musiał zaprzestać jeździć rikszą. Arkadiusz był blondynem o przenikliwym spojrzeniu artysty, oddanym swojej pasji – malarstwu. Rysował karykatury przechodniom - z tego żył. Lubił matematykę
i filozofię. Miał bogatego ojca, znanego warszawskiego krawca, ale wyprowadził się od niego, mieszkał samotnie, a czasem – gdy miewał problemy ze znalezieniem lokum, nocował u kolegów. Kształcił się w akademii malarskiej, przygotowywał do matury i pił. Nie chciał wykupić z urzędu niemieckiego świadectwa artystycznego, przez co był śledzony przez niemiecką policję. Sam Tadek interesował się Platonem i polskimi filozofami epoki romantyzmu. Wojna rozdzieliła kolegów, „zniekształciła” ich losy: narrator trafił do obozu w Oświęcimiu, Andrzej zginął podczas egzekucji pod fałszywym nazwiskiem, a Arkadiusza przykryły gruzy barykady warszawskiej. Nim jednak to nastąpiło, łączyły ich wspólne cele i pierwsze wojenne doświadczenia, jak choćby wspomnienie egzekucji w Wawrze, „kiedy za pijanego żołnierza niemieckiego zakłutego w bójce przez swego własnego towarzysza” gestapo dokonało zemsty na zwykłych obywatelach, wyciągając z mieszkań w zimową noc dwustu mężczyzn i rozstrzeliwując ich na pustym, zaśnieżonym polu. Przyjaciele mieli świadomość, że wojna będzie trwała i nie skończy się szybko, dostrzegali jej okrucieństwo: „szczękające salwy plutonów egzekucyjnych”, zapełniające się cele więzienne, mimo tego sami podejmowali się konspiracyjnych działań, roznosząc nielegalne gazetki. Rozumieli, że ryzykują życiem. Nie czuli strachu również wiosną 1940, kiedy spieszyli na egzamin maturalny, który był przepustką do dorosłości. Na ulicach Warszawy urządzano wtedy łapanki, przechodniów ładowano na wielkie ciężarówki i wywożono do obozów pracy w Rzeszy lub obozów koncentracyjnych - do Oświęcimia, Majdanka, Oranienburga.
Szkoły przeprowadzały egzaminy maturalne - takie jak zawsze: dokładne i ostre.

Andrzej, Arkadiusz i Tadek musieli dostać się na ulicę Targową, na warszawskiej Pradze.
W drodze obserwowali „absurdalne widowisko” (łapankę), które w dziwny sposób pobudzało ich do śmiechu i wcale nie psuło wyśmienitego humoru maturzystów. Tak usprawiedliwił to narrator: „Niekiedy skala reagowania człowieka jest zbyt mała i gdy sięga tragicznego dna, wtedy wyzwala się w śmiechu”. Pewna starsza kobieta, spotkana przypadkiem, wyraziła troskę, pytając chłopców, czy nikt ich nie zaczepia, ostrzegła, że na Placu Trzech Krzyży odbywa się łapanka. Młodzieńcy wkrótce wsiedli do przejeżdżającego tramwaju i udali się na ulicę Targową, gdzie w prywatnym mieszkaniu czekał na nich: dyrektor, przewodniczący Komisji Egzaminacyjnej, wychowawca klasy i profesor chemii – egzaminator. W tym samym czasie „fala łapanki dopłynęła” pod okna budynku. Chłopcy zdali egzamin dojrzałości, choć nie było to łatwe zadanie, zwłaszcza, że chemia nie leżała w sferze ich zainteresowań. Na koniec egzaminator, nazywany przez uczniów Koziabródka (z racji siwej brody), poradził, by wracając, nie dali się złapać. Wspomniał również, że gdy we wszystko przyjdzie im zwątpić, kiedy nie będą wiedzieli w co wierzyć, niech wierzą w naukę, a przez nią powrócą do człowieka. Na egzamin nie udało się dotrzeć tylko płowowłosemu Julkowi – został złapany pomiędzy Alejami Jerozolimskimi a Nowym Światem. Długo nie było o nim żadnych wieści. Pierwsze - o tym, że żyje i został wywieziony do obozu koncentracyjnego na terenie Niemiec (Oranienburga) dotarły do nich jesienią 1940 roku, kiedy to trzej koledzy wstępowali na podziemny Uniwersytet.

 



Zobacz także