Śledź nas na:



Dzień na Harmenzach - streszczenie

III

Do miejsca, gdzie rozdawano posiłki wiodła droga przecinająca Harmenze. Nieopodal znajdował się dom gospodarza - właściciela majątku. Był to niewielki domek z zielonymi okiennicami i białymi frankami, w pobliżu rosły róże. Na ganku oplecionym bluszczem bawiła się z psem mała, opalona na brąz dziewczynka.

Więźniowie szli po grząskim, błotnistym terenie, polanym odkażającą substancją, by „nie przywlec na Harmenze żadnej zarazy", a gdy wyszli na drogę widzieli już poustawiane rzędem kotły z zupą - dostawa z obozu. Gdyby się spóźnili na obiad, inne komando mogłoby podmienić kotły na mniejsze lub ukraść je. Tadek zamienił kotły, dla niepoznaki zakreślił kredą odpowiednie symbole (w ten sposób znakowano kotły). To był jeden z więziennych zwyczajów. W kotłach bulgotała zupa pokrzywowa, biała, rzadka ciecz, głównie woda, na jej powierzchni pływały żółte oka margaryny - kiepski to posiłek dla osób wycieńczonych pracą.

Następnie bohater skierował się ku grupie Iwana, któremu miał przekazać słoninę od pani Haneczki. Ludzie pracowali najwięcej wówczas, gdy w pobliżu pojawiał się żołnierz lub kapo. Iwan, dowodzący grupą ludzi, nie był zbyt zajęty, dla zabicia czasu wycinał na korze drzewa przeróżne wzory, tymczasem stary Grek pakował coś do jego torby. Tadek zorientował się, że to gęś. Przekazał Iwanowi paczuszkę i podziękowania za mydło. Mężczyzna uznał, ze niewiele otrzymał za to, co sam ofiarował. Narrator przytaknął mu i wyjaśnił, że również widział podarowane kostki. Zmieszany więzień ruszył, bu pognać ludzi do pracy.



Zobacz także