Śledź nas na:



Dzień na Harmenzach - streszczenie

IV

Tadek pracował przy oczyszczaniu rowu. Podszedł się do niego post (wartownik) i zainteresował się jego butami. Uznał, że są bardzo ładne, solidne i chciałby je od niego odkupić, na co bohater odpowiedział: „Jakże ja mogę sprzedać panu własność obozu? Jakże ja mogę?" Post nalegał, a w zamian obiecywał dać chleb. Tadeusz odmówił, z domu otrzymywał paczki, więc nie był głodny. Zaproponował wartownikowi, by to, co chciał dać jemu, oddał Żydom pracującym w pobliżu, następnie obydwaj rozmawiali o powodach osadzenia narratora w obozie. Autor utrzymywał, że dostał się do lagru przypadkiem - z łapanki. Post zasugerował Tadeuszowi, by zbliżył się do linii wart, a wówczas przekaże mu chleb dla Żydów. Przekroczenie rowu wiązało się z możliwością utraty życia, gdyż więzień mógł być uznany za uciekiniera, a w takiej sytuacji wartownik miał prawo użyć broni.

Za łebek dostają trzy dni urlopu i pięć marek."

Bohater ponownie odmówił, sugerując, że chleb można przerzucić przez niebezpieczną linię, a on go złapie. Post był wściekły.

Nieopodal autora pracował chłopiec Janek, pochodzący z Warszawy, niezorientowany jeszcze w życiu obozowym. W pobliżu zatrzymał się dowódca warty. Dziecko tłumaczyło mu, że odmulają rów. Dowódca kazał podejść chłopcu bliżej, po czym „trzasnął go z całej siły w twarz". Janek zatoczył się i wpadł do wykopu. Esesman uderzył go, ponieważ w trakcie rozmowy nie zdjął czapki z głowy. Chłopak nie mógł pojąć, dlaczego został pobity.

Niebawem do Tadka podszedł pipel (chłopiec do posług u blokowego lub kapy) z pytaniem o coś do jedzenia. Sam nie był głodny, nasycił się dzięki jajecznicy od pani Haneczki, ale chciał „zorganizować" coś dla swojego przełożonego, którego nie częstowano żywnością - był okrutny w stosunku do innych - bił ludzi. Tadeusz poradził mu, by przypatrzył się, jak w takich sytuacjach radzą sobie inni więźniowie, a ci zwykle kradli.

Przypatrz się, jak tu niektórzy gęsi łapią i wieczorem smażą na bloku, a twój kapo zupę je."

Chłopak zrozumiał, że chodzi o donos i ruszył z meldunkiem w stronę swojego zwierzchnika. Zbliżała się przerwa obiadowa.



Zobacz także