Śledź nas na:



Dzień na Harmenzach - streszczenie

VII

Więźniów oderwano do pracy wezwaniem na zbiórkę. Część z nich podejrzewała, że będzie wybiórka, ponieważ daleko było jeszcze do pory wypoczynku. Od strony dworu nadciągali esmani i posty. Na końcu komanda niesiono nosze z dwoma trupami. Pisarz liczył wszystkich. W pobliżu przechodziła pani Haneczka, obserwowała całe zamieszanie, niespokojnie spoglądała w stronę Iwana. Nastąpiła rewizja. Więźniowie opróżniali ubrania i torby. Wysypywali się z nich jabłka, cebule, resztki chleba, kukurydzy czy słonecznika. Tadek tłumaczył się ze swoich jabłek - mówił, że otrzymał je w paczce od rodziny, ale wartownik i tak wiedział, że kłamie.

Ludzi bito za drobne kradzieże. Obok starego Greka leżała duża wypchana torba. Mężczyzna trzęsącymi się rękami otworzył ją na rozkaz jednego z żołnierzy. W torbie znajdowała się duża, biała gęś - ta, którą skradziono. Kapo chciał uderzyć Żyda, ale esman już składał się do strzału. Grek musiał wydać tego, od kogo dostał drób, milczał jednak. Tadek spoglądał w kierunku Iwana. Ten zawstydzony wystąpił z szeregu i przyznał się do winy. Żołnierz wyjął pejcz i boleśnie smagał nim po twarzy więźnia. Widziała to pani Haneczka. Numer Iwana został zapisany, a meldunek złożony. Komando odmaszerowało, prawie ostatni szedł pobity Iwan. Za nim niesiono nosze z ciałami. W pobliżu stała pani Haneczka, drżały jej wargi, a oczy napełniły się łzami.

Po apelu więźniowie przebywali w blokach, kończyła się selekcja do gazu. Kolega narratora, Kazik przypomniał mu incydent ze zjedzoną kaszą. Z dolnej buksy (pryczy) wychyliła się głowa Bekera. Starzec prosił Tadka o coś do jedzenia, wkrótce czekała go śmierć: „Tadek, idę do komina. (...) ja byłem tyle czasu taki głodny. Daj mi coś zjeść. Na ten ostatni wieczór." - usprawiedliwiał swoją prośbę. Narrator zgodził się spełnić jego ostatnie życzenie, ale Beker miał problem z dostaniem się na górną pryczę.

 



Zobacz także