Śledź nas na:



Proszę państwa do gazu - streszczenie

Tadek wchodził do kolejnych wagonów, wynosił niemowlęta, wyrzucał bagaże. Wszędzie potykał się o martwe ciała, wzbierał w nim dziki strach. Krzyk ludzki unosił się pod niebo. Bohater schował się pod szynami, skąd obserwował „piekło kotłującej się rampy". Siłą rozdzielano kobiety i mężczyzn. Więźniowie z Kanady nieśli zwłoki otyłej kobiety, inni dźwigali opuchnięte trupy. Ładowali je na samochody, a wraz z nimi chorych, sparaliżowanych, kalekich, starców. Kilku mężczyzn niosło dziewczynkę bez nogi. Trzymali ją za ręce i za tę jedną, pozostałą nogę. Dziecko płakało z bólu. Wrzucono ją na auto. Miała spłonąć żywcem z nieboszczykami. Zapadał wieczór. Tadek i Henri leżeli na szynach, bohater miał dość wrażeń i otwarcie się do tego przyznawał. Henri dziwił się, on przeżył wiele transportów, a przez jego ręce przewinęło się około miliona ludzi. Czasem spotykał swoich znajomych spod Paryża. Kłamał wówczas, że idą się kąpać. Była już noc, kiedy nadjechał kolejny transport. Jakaś dziewczynka wychyliła się przez okienko wagonu i wypadła. Zaczęła kręcić się w kółko i wyć piskliwie. Dostała obłędu. Podbiegł esesman i jednym kopnięciem w plecy przewrócił dziecko. Następnie strzelił z rewolweru. Dalej wszystko odbywało się tak, jak poprzednio. Tadek stał przy wagonach. Otwarto je, a z wnętrza buchnął ciepły, słodki zapach. Góra świeżych trupów zapełniała wagon. Zaczęto rozładunek. Bohater w ciemności pochwycił rękę umarłego:

„dłoń jego kurczowo zawarła się wokół mojej ręki. Szarpnąłem z krzykiem i uciekłem. (...) Mdłości zgniotły mnie naraz."

Schronił się ukradkiem pod szynami. Pomyślał o obozie, który nagle wydął mu się „zatoką spokoju".

„Wciąż umierają inni, samemu się jeszcze jakoś żyje, ma się co jeść, ma się siłę do pracy, ma się ojczyznę, dom,, dziewczynę..."

Niektórzy nie wiedzieli, jaki los ich spotka, myśleli o życiu, trudnej walce o byt, a czekała ich śmierć. Po śmierci ich ciała poddawano oględzinom, we wnętrznościach mogły kryć się złoto i kosztowności. Trupom wyrywano złote zęby. Ubrania i buty rewidowano. Wyładunek dobiegał końca, zbierano zwłoki rozłożone na rampie i upychano je na samochody. Mnóstwo aut pojechało do krematorium. Kanada objuczona żywnością szykowała się do odmarszu.

„Parę dni obóz będzie żył z tego transportu, zjadał jego szynki i kiełbasy, konfitury i owoce, pił jego wódki i likiery (...)"

Część zdobyczy cywile mieli wywieźć i wymienić na inny towar w innych okolicach. Gdy wracali do obozu, świtało. Nad Birkenau unosiły się potężne słupy dymów.
W krematoriach płonął transport sosnowiecki.

 



Zobacz także