Śledź nas na:



Dzień na Harmenzach - streszczenie

II

Szyny kolejki wąskotorowej przebiegały po całym polu, z jednej strony kończyły się przy stosie spalonych ludzkich kości, z drugiej zaś w stawie, gdzie ostatecznie kości te lądowały. Tory można było przesuwać. Do tego celu służyła olbrzymia żelazna płyta obrotowa, którą przenosiło się w różne miejsca. Robili to więźniowie. Płyta była ciężka, a dookoła otaczał ją tłum półnagich ludzi. Podniesienie tego elementu stanowiło nie lada problem. Mężczyźni wysilali się na próżno, jeden z nich upadł, dopiero grad bolesnych uderzeń łopatą ponaglił więźniów. Podźwignęli płytę. Szyny tym razem miały kończyć się w rowie. Kapo przyglądający się pracującym w pocie czoła więźniom, nakazał Tadkowi, którego nazywał kolejarzem, by do wieczora przygotował cztery pary noszy. Wśród więźniów rozeszła się pogłoska o planowanej na wieczór wybiórce. Zaczęto ukradkiem opatrywać sobie rany, zrywać bandaże, masować mięśnie i spryskiwać się wodą - byle tylko wyglądać na zdrowszych.

Tadek przekopywał wał w chwili, gdy podszedł do niego młody, cherlawy esman. Poinformował o klęsce bolszewików pod Orłem, ale narrator odpowiedział mu, że „tam zginęło drugie tyle Niemców". Esman zapytał o godzinę i zauważył u Tadka stary srebrny zegarek. Podszedł i wyjął mu go z ręki. Zażądał, by go oddał, a gdy ten się nie zgodził, cisnął przedmiotem o ścianę, po czym odszedł w stronę pobliskiego muru. Bohater podniósł zegarek i ze złości zaczął pogwizdywać melodie patriotyczne. W pobliżu ukazał się kapo, lecz nie ukarał Tadka za taką przekorę: „Żeby to prawdziwy SS słyszał, już byś nie żył." - powiedział z politowaniem. Zbliżała się pora obiadu.



Zobacz także