Śledź nas na:



Pożegnanie z Marią - streszczenie

II

Narrator otworzył bramę prowadzącą do kantoru będącego częścią składu budowlanego na znak rozpoczęcia handlu. Furman akurat zdążył wrócić z „lewego" kursu - zawiózł wapno na budowę i dla niepoznaki usunął z placu śladu kół, w nocy padał śnieg. Świtało. W oknach dawnej szkoły miejskiej pojawiały się głowy uwięzionych. Właściciel pobliskiego sklepu rozkładał towar. Tutaj dokonywał się także handel ludźmi. Sklepikarz bratał się z policjantami, a ci za odpowiednią opłatą wypuszczali więźniów. Wszystkiemu pośredniczył kupiec, który z tego procederu czerpał niezłe zyski. Sprzedawca nie był zbyt uczciwy:

„nie dolewał do pełna setki bimbru, nie doważał deka masła, ciał chleb na nierówne części i wyciskał z chłopów bezlitośnie forsę za każdą wypuszczoną na lewo dziewczynę (...)."

Miał na utrzymaniu rodzinę i w taki sposób radził sobie w wojennej rzeczywistości.

Właścicielem firmy budowlanej i kantoru był Inżynier, człowiek bardzo pracowity. Podobnie jak sklepikarz musiał łożyć na rodzinę, szczególnie na żonę dewotkę trwoniącą pieniądze na żebraków, kościoły, zakonników i syna erotomana. W czasie okupacji osiągał ogromne dochody. Potrafił robić interesy i wykorzystywać nowe sytuacje. Dzięki temu na zgliszczach innej firmy, spalonej na początku wojny, założył filię własnego przedsiębiorstwa, teren pod nie wydzierżawił. Ponadto kupił dworski pojazd i konia, wynajął woźnicę, nabył też majątek ziemski pod stolicą, pertraktował ze Wschodnią Koleją Niemiecką i wystarał się o rozbudowę prywatnej bocznicy kolejowej wraz magazynami. Postępował uczciwie wobec swoich pracowników, płacił wyższe tygodniówki, wspierał ich finansowo w trudnych sytuacjach (choroba), gdy trzeba był komuś dać łapówkę, dawał. Przez trzy miesiące finansował studia Tadka na podziemnym uniwersytecie - aby „uczył się dla Ojczyzny." Z czasem pracownicy zaczęli wykorzystywać dobra pracodawcy i dorabiać „na lewo". Furmani rozprzedawali wapno na ulicy i dowozili na budowę w mniejszych niż należało ilościach. Inni kradli towar
z bocznicy kolejowej. Narrator wynosił ze składu kredę i sprzedawał w okolicznych mydlarniach, potem wszedł w nieoficjalną spółkę z kierownikiem (zarządzającym firmą) i wspólnie rozplanowali działanie i sposób księgowania. Łączyła ich również produkcja bimbru. Kierownik imieniem Jan użyczał mieszkania, Tadek ponosił koszty, a narzeczona Tadka zajmowała się dystrybucją. Role były podzielone, podobnie jak zyski. Firma stała się „punktem przelotowym" - składnicą rozmaitych towarów przeznaczonych na handel, pochodzących z kradzieży lub nielegalnego skupu. Kierownik handlował złotem, kosztownościami i meblami, prowadził ożywioną wymianę z gettem. Posiadał odpowiednie kontakty, znał szoferów i sprzedawców części samochodowych, wykorzystywał sprzyjające okoliczności do pomnażania kapitału. Przed wojną pracował jako magazynier w przedsiębiorstwie żydowskim, dzięki jego właścicielce - starej doktorowej „wyrabiał się uparcie na ludzi". Nabył auto sportowe i zarabiał jako taksówkarz, kupił dwie parcele budowlane i „żył pełnią życia." Niezwykle cenił starą doktorową, dzięki niej odniósł życiowy sukces. Dlatego, gdy została uwięziona w getcie, czuł się w obowiązku pomóc jej. Po opuszczeniu murów miał zapewnić kobiecie mieszkanie.



Zobacz także